Dziś śmiało możemy powiedzieć, że zapisaliśmy się w niechlubna historii PTC Pabianice. "Fioletowi" przegrali na boisku w Rogowie aż 0:7.
PTC na ten mecz wybrało się w liczbie trzynastu zawodników. Kontuzję w ostatnim meczu odniósł Łukasz Pintera, za kartki pauzował Rafał Komorowski, a z niewiadomych przyczyn nie było Mateusza Gromadzkiego, Piotra Szynki i Tomka Janicy. Całe szczęście pojechał z nami Michał Madejski, ale i tak mimo tego na boisku w końcówce meczu w ataku pojawił się... nasz rezerwowy bramkarz Radomir Znojek.
Początek meczu wcale nie zapowiadał porażki. To PTC pierwsze zaatakowało i co więcej, tą okazje śmiało można nazwać stuprocentową. Po prawej stronie boiska piłkę dośrodkował Michał Madejski, a jego zagranie znalazło zwieńczenie wprost na głowie Roberta Bomby, ale nasz rosły obrońca z okolic 7 metra posłał futbolówkę ponad bramką.
Dokładnie pięć minut po rozpoczęciu spotkania już przegrywaliśmy. W środku pola w głupi sposób piłkę stracił Rafał Bargiel, gracz gospodarzy podciągnął z nią kilka metrów i oddał cudowne uderzenie po długim rogu bramki Adama Wilczyńskiego, nie dając mu szans na interwencję.
Nie zdołaliśmy się otrząsnąć po stracie bramki, a już przegrywaliśmy 0:2. Dalekie podanie z głębi pola próbował przeciąć Paweł Drewniak, ale nie trafił w piłkę i sam na sam z naszym bramkarzem wyszedł gracz Rogowa, czym podwyższył prowadzenie.
Pogoń nie spuszczała z tonu i nadal atakowała. W odstępie kolejnych pięciu minut znów trafiła do siatki. Po błędzie naszych obrońców piłkę wzdłuż pola karnego nie atakowany holował gracz gospodarzy, po czym oddał świetne uderzenie, czym przelobował Wilczyńskiego. PTC po kwadransie meczu przegrywało 0:3, leżeliśmy na deskach.
Gospodarze grali bardzo dobrze, z pięciominutową regularnością podwyższali prowadzenie. Tym razem jednak to bardziej my im ułatwiliśmy trafienie do siatki. Najpierw piłkę przed polem karnym próbował wybić Łukasz Madajczyk, ale zbyt długo zwlekał z wyekspediowaniem futbolówki, czym umożliwił przejęcie piłki Pogoni. Gracz z Rogowa wyszedł sam na sam z Adamem Wilczyńskim, pierwsze uderzenie naszemu bramkarzowi udało się obronić, ale przy dobitce był już bezradny.
Nasza gra była żenująco słaba. Próby wybicia piłki dalej nie przynosiły żadnego rezultatu, bo napastnicy nie potrafili jej przytrzymać. Obrona również nie funkcjonowała jak należy, bo gospodarze wchodzili w nią jak w masło. Jakby tego było, sami sobie strzelamy bramki.
Gola na 0:5 straciliśmy w najbardziej kuriozalny sposób. Po zamieszaniu w polu karnym piłka spadała na piątym metrze, Adam Wilczyński krzyczy "moja" i startuje by przejąć bezpańską piłkę, gdy w ten czas wybiciem popisuje się Mateusz Przybylski, jednak na tyle nieudolnie to zrobił, że futbolówka odbiła się od napastnika gospodarzy i wtoczyła się do bramki.
Po tak druzgocącej... półgodzinie spotkania gospodarze spuścili trochę z tonu i zaczęli dłużej operować piłką. Prawdę mówiąc, dzięki Bogu, bo nie wiadomo co by się mogło dalej zdażyć przy takiej formie Pabianiczan. Do końca pierwszej części gry nie wiele się już działo, a nasze poczynania ofensywne ograniczyły się do kilku wrzutek z rzutów rożnych, po których mało wynikło zagrożenia.
W przerwie meczu, choćby nawet trener Józefiak chciał coś zmienić, to nie mógł. Jedyną zmianę jaką przeprowadził było wpuszczenie w miejsce Przemka Felczaka, Mateusza Klinga.
Ostra reprymenda w przerwie nie podziała jednak na zawodników. Chwilę po wznowieniu gry gospodarze zdobyli bramkę na 6:0. Po podaniu z głębi pola sam na sam z Wilczyńskim wyszedł gracz Pogoni, a nasi rywale nie zwykli się mylić w takich sytuacjach.
Dopiero po upływie około godziny gry mecz się wyrównał i "fioletowi" zaczęli zagrać bramce gospodarzy. Najlepszą okazję na zdobycie bramki miał Łukasz Madajczyk, ale nie wykorzystał on rzutu karnego po faulu na Robercie Bombie. Co prawda swoje tutaj dołożył sędzia, który uważał, że wbiegnięcie w pole szesnastki zawodników Pogoni unieważnia jedenastkę i nawet gdyby bramkarz nie obronił tego uderzenia, gol nie zostałby uznany.
Na dziesięć minut przed końcem, w miejscu Mateusza Przybylskiego na boisku pojawił się... bramkarz Radomir Znojek. Nasz goalkepper miał nawet okazje by zdobył bramkę, ale jego uderzenie głową przeleciało tuż nad okienkiem bramki gospodarzy.
W doliczonym czasie gry, sędzia znów pozwolił o sobie przypomnieć. Podyktował wątpliwy rzut karny, co oczywiście gospodarze, w takiej formie, bez problemu wykorzystali i po chwili wręczył czerwoną kartkę Łukaszowi Madajczykowi, za rzekome ubliżenie arbitrowi. Chwilę później zakończył mecz.
Dzisiejsze spotkanie pokazało "fioletowym", że niżej upaść się już nie da. Pojawia się pytanie, gdzie podziali się Ci zawodnicy, którzy pół roku temu ogrywali Pogoń Rogów 5:0 i walczyli tak dzielnie o awans? Co jeszcze musi się stać, byśmy przestali być drużyną, z którą każdy chce grać? Panowie, a może panie, czasami mam już wątpliwości, gwiazdy i gwiazdeczki, weźmy się w garść i przestańmy przynosić hańbę temu klubowi! Po takim meczu innych słów użyć nie mogę. Zostały trzy mecze do końca sezonu, może wygrana w tych pojedynkach pozwoli nam odzyskać twarz, o ile jest to wogóle możliwe.
Skład PTC: Wilczyński - Drewniak, Kaźmierczak, Madejski - Świercz, Bomba - Madajczyk, Bargiel, Przybylski (Znojek) - Cukierski, Felczak (Kling)