Wczorajszego wyjazdu do Wiśniowej Góry nie będziemy mogli zapisać w chlubnej historii naszego klubu. PTC Pabianice przegrało 0:4 z Andrespolią.
Do tego spotkania przystąpiliśmy tylko w trzynastoosobowej kadrze. Z niewiadomych przyczyn zabrakło m.in: Tomka Janicy, Mateusza Klinga, Michała Madejskiego czy Patryka Grałki, kontuzje uniemożliwiły grę Bartoszowi Znojkowi i Rafałowi Pankiewiczowi, a za cztery żółte kartki pauzował Dawid Kaźmierczak. Dzięki aż tak licznej grupie nieobecnych, na ławce znalazło się tylko dwóch zawodników, w tym rezerwowy bramkarz.
Wraz z pierwszym gwizdkiem do ataku ruszyli gospodarze. W pierwszych minutach próbowali zaskoczyć naszą defensywę serią dośrodkowań, ale dopiero po pięciu minutach gry stworzyli pierwszą sytuację by zdobyć bramkę. Po stracie piłki przez Patryka Przybylskiego, szybkim kontratakiem popisali się gracze Andrespolii, zwieńczenie akcji nie mogło jednak zaskoczyć Adama Wilczyńskiego, ponieważ strzał był prosto w niego.
W okolicach dziesiątej minuty pierwsze przebudzenie zaserwowało nam PTC. Po dobrym podaniu z głębi pola Łukasza Sikorskiego, uderzeniem przewrotką próbował zaskoczyć bramkarza gospodarzy Jacek Hiler, ale jego strzał był niecelny.
Po kwadransie spotkania mieliśmy jeszcze lepszą okazję na objęcie prowadzenie. Doskonałym zagraniem popisał się Jacek Hiler, który posłał piłkę na wolne pole nad obrońcami Andrespolii do Rafała Cukierskiego. "Cukier", choć miał dużo swobody, nie wykorzystał sytuacji jeden na jednego z bramkarzem, kończąc akcje niecelnym uderzeniem.
W dziewiętnastej minucie straciliśmy pierwszą bramkę. Złym zagraniem do Patryka Przybylskiego popisał się Łukasz Sikorski, w wyniku czego nasz młody zawodnik stracił piłkę na rzecz napastnika Andrespolii. Ten nie zastanawiając się długo uderzył po długim rogu, ale dobrze na posterunku spisał się Adam Wilczyński parując strzał w bok. Niestety, brakło asekuracji ze strony defensorów, ponieważ z dobitką zdążył gracz gospodarzy.
Już chwilę później "fioletowi" mogli doprowadzić do wyrównania, ale strzał Łukasza Sikorskiego z rzutu wolnego w nieznacznej odległości minął bramkę Andrespolii.
Niecałą minutę później powinniśmy przegrywać już 0:2. Fatalny błąd popełnił Paweł Drewniak, który podał piłkę prosto do przeciwnika i tym samym stworzył mu sytuację sam na sam z naszym bramkarzem, ale całe szczęście Adam Wilczyński stanął na wysokości zadania.
Jednak co się odwlecze to nie uciecze, ponieważ kolejną minutę później gospodarzom udało się dopiąć swego. Znów w tej sytuacji mógł lepiej zachować się Paweł Drewniak, który dał się wyprzedzić zawodnikowi z piłką, ten gdy miał już trochę więcej wolnego miejsca uderzył po długim rogu naszej bramki nie dając szans na interwencje bramkarzowi.
Gdy pierwsza połowa dobiegała już końca, a marzeniem "fioletowych" było zejście do szatni, doszło do kluczowej dla dalszych losów meczu sytuacji. Po bardzo ostrym wślizgu w rywala drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Łukasz Sikorski.
Jakby tego było, w doliczonym czasie gry sędzia podyktował dla Andrespolii wątpliwy rzut karny. Zdaniem arbitra faul, którego dopuścił się Przemek Bartyzel, miał miejsce równo na linii pola karnego, choć niemal wszyscy zgromadzeni na stadionie prędzej optowaliby za rzutem wolnym, ale, co wcale nie dziwi, karny ucieszył ich bardziej. Sprawiedliwości stało się jednak zadość, ponieważ Adam Wilczyński obronił jedenastkę!
Do przerwy schodziliśmy w bardzo minorowych nastrojach. Stratę dwóch bramek dałoby się jeszcze jakoś odrobić, ale strata Łukasza Sikorskiego była dużo bardziej boleśniejsza. Trener Józefiak dokonał w tym czasie jednej zmiany, w miejsce Łukasza Madajczyka wszedł Mateusz Przybylski.
I już chwilę później nasz "świeży" skrzydłowy miał okazję na bramkę kontaktową. Po zagraniu z głębi pola wyszedł sam na sam z bramkarzem Andrespolii, ale uderzył bardzo lekko i w dodatku wprost w bramkarza.
Z każdą minutą napór gospodarzy wzrastał. Już pięć minut po wznowieniu gry mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Andrespolia wykonywała w okolicach 20 metra rzut wolny, bezpośrednim uderzeniem popisał się zawodnik z Wiśniowej Góry, a jego potężne uderzenie zatrzymało się na poprzeczce naszej bramki.
Minutę później, źle obliczył tor lotu piłki Robert Bomba (tu jednak bardzo przeszkodziło mu słońce) i zagraniem głową zamiast wybić piłkę, przedłużył ją wprost do napastnika, ten nie zastanawiając sie długo, uderzył na bramkę. Uderzył bardzo dobrze, ale świetnie w bramce popisał się Adam Wilczyński, który wyciągnął się jak struta i sparował uderzenie na rzut rożny.
Po godzinie gry znów okazję stworzyła sobie Andrespolia, dzięki źle założonej przez nasz zespół pułapce ofsajdowej. Gracz gospodarzy wyszedł sam na sam z Adamem Wilczyńskim, jednak uderzył bardzo lekko i nasz bramkarz nie miał problemów z przechwyceniem piłki.
Na dwadzieścia minut przed końcem znów mogliśmy oklaskiwać naszego bramkarza. Sędzia, tym razem miał ku temu pełne prawo, podyktował drugi rzut karny dla gospodarzy, po faulu Patryka Przybylskiego. Na przeciwko Adama Wilczyńskiego stanął ten sam zawodnik, który już raz strzelał z "wapna" i został powstrzymany. I historia się powtórzyła, nasz goalkepper obronił drugą jedenastkę!
Niestety, dwie minuty później już Adam dał się poznać z zupełnie innej strony. Nasz bramkarz wyszedł do piłki, która była "spalona". Ponieważ jej adresat nie mógł uczestniczyć w akcji a i nie wyrażał on chęci atakowania wychodzącej piłki sędzia puścił grę. Adam chyba zbyt się rozkojarzył dotychczasową rewelacyjną grą i wyturlał sobie piłkę poza pole karne. Sędzie bez chwili wahania odgwizdał zagranie ręką. Później nasz goalkepper już "zagotował się we własnym sosie", nie najlepiej ustawił mur i puścił bramkę po strzale w róg, w którym powinien stać. Bardzo szkoda tej sytuacji, gdyż zaważyła ona na, do tej pory doskonałej ocenie gry Adama Wilczyńskiego.
Chwilę później również mieliśmy sporo szczęście, po niepotrzebnej stracie Przemka Felczaka z boku boiska, gracze Andrespolii wymienili kilka podań i po ostatnim jeden z zawodników gospodarzy oddał potężne uderzenie, które zatrzymało się na poprzeczce.
Bramka na 0:4 padła w ostatniej akcji meczu. Po indywidualnej akcji jednego z graczy gospodarzy, wyszedł on sam na sam z Adamem Wilczyńskim i ze stoicikim spokojem wykorzystał stworzoną przez siebie sytuację.
Cóż, podsumowując to spotkanie powiem tak: to spotkanie przegraliśmy sobie sami. Wszystkich czterech bramek można było uniknąć. Błędy indywidualne bolą najbardziej, a my pod tym względem brylowaliśmy na boisku w Wiśniowej Górze. Jedyne co możemy zrobić, to bardzo szybko zapomnieć o tym meczu i pogratulować Andrespoli dokonałego spotkania w ich wykonaniu, bo na prawdę pokazali wczoraj kawał dobrej piłki.
Już w środę rozegramy kolejne spotkanie. Tym razem będziemy walczyć w Pucharze Polski z B-klasową Victorią Łódź. Spotkanie rozegrane zostanie na obiektach ChKS o godzinie 17:00.
Skład PTC: Wilczyński - Sikorski, Drewniak, Bomba - Bartyzel, P.Przybylski, Madajczyk (M. Przybylski), Hiler - Felczak, Gromadzki