Zawodnicy PTC Pabianice pokonali drużynę LZS Justynów 1:0, po bramce Jacka Hilera. Mecz miał niezwykle emocjonujący przebieg, a "fioletowi" kończyli spotkanie w dziewiątkę.
Naszym piłkarzom bardzo zależało na zwycięstwie w tym spotkaniu. Mieliśmy okazje po raz pierwszy w tym sezonie wygrać na własnym stadionie, przerwać passę trzech porażek z rzędu i oddalić od siebie widmo ponownej batalii o utrzymanie. Trener Tomasz Stolarczyk dokonał kilku zmian w składzie, po raz pierwszy od blisko miesiąca w bramce stanął Radomir Znojek, na lewej pomocy zagrał Artur Klimek, a o sile ofensywnej stanowił Krystian Kolasa.
Chwilę po sygnale rozpoczynającym rywalizację na prowadzenie mogli wyjść "fioletowi". Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego autorstwa Michała Madejskiego, groźne uderzenie głową oddał Paweł Hetmanek, ale swoje zadanie w bramce należycie wykonał goalkeeper gości.
W dalszej, początkowej fazie meczu nadal stroną groźniejszą i aktywniejszą byli gospodarze. Dwukrotnie stworzyliśmy sobie okazje strzeleckie, dzięki dobrym, prostopadłym zagraniom okazję do wykazania się swym kunsztem bramkarzowi Justynowa podarowali Kamil Bartos i Krystian Kolasa. Na nasze nieszczęście, oba uderzenia po dalszym rogu pewnie wyłapał gracz gości.
Po upływie kwadransa po raz pierwszy o swych ofensywnych zapędach dali znać goście. Po ciekawej wymianie piłki, do sytuacji sam na sam z Radomirem Znojkiem doszedł napastnik z Justynowa, ale jego silne uderzenie obronił bramkarz PTC. Wybita futbolówka ponownie znalazła się w zasięgu gracza LZS, ale i z dobitką poradził sobie nasz zawodnik.
Chwilę później "fioletowi" wyszli na prowadzenie. Świetnym, prostopadłym podaniem popisał się Kamil Bartos, który uruchomił "tryb szarży" u Krystiana Kolasy. Nasz młody napastnik popędził z piłką w pole karne i w odpowiednim momencie dograł futbolówkę na przeciwległy skraj pola bramkowego, gdzie już czyhał z dobitką Jacek Hiler.
Zdobycie gola bardzo podniosło moralne w szeregach "fioletowej armii". Od tej chwili naszym zawodnikom grało się już zdecydowanie łatwiej, co przerodziło się w kolejne sytuacje podbramkowe.
Pierwszą z nich była okazja Krystiana Kolasy, który otrzymawszy piłkę na 13 metrze przed bramką, od Jacka Hilera, oddał mocne, lecz niestety niecelne uderzenie ponad poprzeczką.
Innym, ciekawym momentem bitwy nad Dobrzynką, bitwy o odzyskanie dawnej świetności i sławy "fioletowego królestwa", była indywidualna szarża Krystiana Kolasy, niezwykle aktywnego rycerza z "łódzkiego zaciągu". Nasz napastnik podciągnął z piłką w pole karne rywali i oddał soczyste uderzenie, które w nieznacznej odległości minęło dalszy słupek bramki Justynowa.
Ostatnim, wartym odnotowania akcentem pierwszej połowy starcia był atak gości. Po błędzie w ustawieniu naszych obrońców i dobrym zagraniu nad ich głowami, do sytuacji strzeleckiej mógł dojść napastnik LZS. W kluczowym momencie na przeszkodzie stanął mu Radomir Znojek, który wybił futbolówkę sprzed nosa rywala. Co zadaniem łatwym nie było, gdyż przy panującej temperaturze, piłka już niemal do owego nosa przymarzła.
Tak wiec do szatni piłkarze obu złączonych w twardym, męskim boju futbolowych okrętów udawali się by zaczerpnąć chwili ciepła i wsparcia sterników. Morze, choć zimne i nieprzyjazne, nie stanowiło aż tak wielkiej przeszkody dla żeglarzy, przybranych w sportowe trykoty, pracujących w pocie czoła na chwałę swej bandery.
Po zmianie stron pierwsi swą obecność na boisku naznaczyli "fioletowi". Kolejne prostopadłe podanie w naszym wykonaniu uruchomiło na prawym boku Jacka Hilera, który wpadł w pole karne i mając do dyspozycji dwie możliwości, strzał ile Bozia dała bądź podanie do lepiej ustawionego kolegi, nie wybrał niczego i akcja została rozwiązana poprzez wracającego obrońce.
W dalszej części meczu poziom widowiska się wyrównał. Żadna z drużyn nie stwarzała sobie klarownych sytuacji, nie przysparzała wzmożonej pracy bramkarzom, ale muszę przyznać, że z tego elementu gry lepiej wywiązywali się goście. To oni częściej operowali piłką, nie nastawiali się na "drałowanie" długiej piłki ku napastnikom, lecz poprzez szybką wymianę podań i pozycji, próbowali zagrozić bramce strzeżonej przez Radomira Znojka.
W okolicach godziny gry na placu boju pojawił się w miejsce Jacka Hilera Michał Otomański i już chwilę po postawieniu pierwszego kroku na murawie dał znać, że jego obecność nie przyniesie wielu korzyści. "Otom" popisał się niewymuszonym, niecelnym podaniem, co błyskawicznie rozpoczęło atak graczy z Justynowa. Zakończyło się to strzałem na bramkę, który na całe szczęście nie przysporzył większych trudności Radomirowi Znojkowi.
Dziesięć minut później wspomniany powyżej Michał Otomański, za niepotrzebny i zdecydowanie za ostry faul przy bocznej linii boiska otrzymał drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartkę. Pierwszy kartonik został mu wręczony za... odkopnięcie futbolówki po gwizdu sędziego.
Mimo osłabienia naszych szeregów nasi zawodnicy dzielnie stawiali opór najeźdźcy z odległego Justynowa, jednak brak jednego z aktorów samo w sobie przestraja spektakl na inne tryby.
Ostatnią, wartą odnotowania, naszą obecnością w strefach obronnych LZS, była akcja Mateusza Klinga, który minąwszy dwóch obrońców gości, doszedł do sytuacji strzeleckiej i oddał uderzenie, które zablokował obrońca. Szkoda tym większa, że "Mati" miał do dyspozycji również niepilnowanego i lepiej ustawionego w polu karnym Przemka Bartyzela.
W okolicach 80 minuty kolejny zawodnik PTC musiał przedwcześnie opuścić boisko. Za faul wychodzącego na czystą pozycję napastnika czerwoną kartkę ukarany został Bartosz Znojek, co zaowocowało koniecznością kończenia meczu w dziewiątkę.
Strzał z rzutu wolnego, bezpośrednio po tym zdarzeniu, nie przyniósł zamierzonego efektu, gdyż piłka odbiwszy się od muru nie przysporzyła dodatkowych pokładów lęku i zagrożenia.
Końcowe momenty meczu, czemu nie można się dziwić, przypominały obronę Częstochowy i tak jak w powieści Henryka Sienkiewicza, obrońcy wytrwali na posterunku. Nasi zawodnicy, którzy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie oddali murów, walcząc co sił w nogach, co tchu w płucach i co myśli w głowach, zapewnili sobie pierwsze trzy punkty na własnych włościach.
Ta wygrana z pewnością cieszy, gdyż nie mogła przyjść w lepszym momencie. Przed nami derby Pabianic, więc ta cząstka pewności i dobrego piłkarskiego samopoczucia jest dla "fioletowych" niezwykle cenna. Martwi jednak stan kadrowy, kontuzja nadal blokuje grę Łukaszowi Sikorskiemu, nie wiadoma jest dyspozycja Krystiana Kolasy, który przedwcześnie opuścił plac gry. Pauzować będzie Bartosz Znojek. Wierzę jednak, że na derby specjalnie nikogo mobilizować nie trzeba.
Skład PTC: R.Znojek - Madejski, B. Znojek, Kaźmierczak, Stuchała - Hiler (60' Otomański), Hetmanek (74' Bartyzel), Kaczmarkiewicz, Bartos, Klimek - Kolasa (50' Kling)